czwartek, 8 marca 2018

Rozdział 20

Miłego czytania ;)

~Alec~

-Tato kiedy mama wróci? -mała codziennie jak nie kilka razy dziennie zadawała blondynowi tego typu pytanie

-Już niedługo -odpowiedział znużonym głosem po czym przytulił żeńską kopię siebie -Już niedługo

Poczułem wibracje w telefonie
-Od Simon-
Jak za dwie godziny się nie odezwę możemy przechodzić do kolejnej części planu.

-Od Simon-
Nie zapomnijcie wziąć dla mnie krwi.

-Do Simon-
Wszystko jest gotowe. Krew tez jest przygotowana.

-Jace mamy dwie godziny. - powiedziałem odwracając się do przyjaciela, który właśnie nakłada córce naleśniki i smarował je nuttellą.
Kiwnal tylko głową na znak, że rozumie i całą swoją uwagę poświęcił małej.

-Tato za mało!!
-Żeby Ci wypadną od tej czekolady..
-Nie prawda!! -pisnęła mała blondynka zakrywajac usta rączkami.

Zaśmiałem się tylko na ta wymianę zdań. I poszłem powiedzieć wszystkim, że idziemy się przygotować do akcji.

~Jace~
Vanessa - dawna przyjaciółka Clary miała zająć się Jessie podczas naszej nieobecności. Magnus ukrył je aby nie stała się im żadna krzywda.
Teraz brałem potrzebna broń dla siebie i dla rudowlosej. Stesknilem się za nią. Nie wiedzieliśmy się miesiąc. Na małą tez nieobecność matki źle wpływala. Codziennie się o nią wypytywala.

~Valentine~
Wszyscy byli gotowi do odbicia Clary i Simona... Z każdą kolejną mijającą sekundą denerwowałem się coraz bardziej..

-Jessie bezpieczna -powiedział Jace wchodząc do biblioteki. Chłopak był w pełnym rynsztunku. -możemy już ruszać??? -zapytał zniecierpliwiony

-Czekamy na Aleka i Magnusa -odpowiedziałem

-Juz jesteśmy -Powiedział czarownik stając w drzwiach. -Minęły 3 godziny od smsa Simona. Poczekalismy dla pewności godzinę dłużej. Wampiry i wilkołaki są w drodze...

-Możesz w końcu wyczarować tą cholerną bramę?!! -Jace podniósł głos. Był cały w nerwach. Cieszyła mnie jego reakcja bo dzięki niej widziałem, że naprawdę zależy mu na mojej córce... no i tez byłem tego zdania aby już ruszać a nie urządzać sobie pogaduszki...

-Właśnie też jestem za tym aby już ruszać. Nie powinniśmy tracić więcej czasu. Clary...

-Myślisz, że mi na niej nie zależy?!! Jest dla mnie jak córka! Wiesz ile razy leczyłem jej rany podczas gdy ty się ukrywales?! -patrzyłem na niego zaskoczony tym wybuchem. Niestety czarownik miał rację. To on je pomagał gdy miała problemy kiedy ja ukrywałem się z Jonathanem... -Wiem doskonale co i kiedy mam zrobić

-Przepraszam... -powiedziałem skruszony

-Nie ważne. Gotowi? -Wszyscy póki wali głowami na zgodę
-No to ruszamy -powiedział po czym stworzył bramę dzięki której znaleźliśmy się przed rezydencja w której ukrywała się Jocelyn z moim bratem i w której przetrzymywali Clary...

wtorek, 9 stycznia 2018

Rozdział 19

Króciutki ale jest. 
Miłego czytania ;)
~Clary~
-MÓW!!!! 
-Nic ci nie powiem -wycedziłam przez zaciśnietę zęby
-Myślisz, że jesteś taka twarda?! Myślisz, że możesz sprzeciwiać mi się bez jakichkolwiek konsekwencji?!!!! 
-Teraz nie ma nic czym byś mogła mnie zaszantażować... Nie ma nikogo na kim by mi zależało..
-Jesteś tego taka pewna? -zapytał się Linus wciągając kogoś do pomieszczenia -Czyżby nie zależało ci na... Jak ci tam? -zwrocił sie do postaci -AHH!! SIMON! Czyżby nie zależało ci już na Simonie?
-Nie. -spojrzałam mu w oczy -Możesz go zabić. Nie obejdzie mnie to
-Dobra zagrywka. Szkoda, że nie daliśmy się na nią nabrać.
-Chyba się nie zrozumieliśmy? Ale spokojnie przeliteruje ci to -powiedziałam zirytowana -Z A B I J G O
-A może zabije ciebie? -zapytała moja matka przykładając mi nóż do gardła. Roześmiałam się. Mój śmiech był donośny i pełen szyderstwa.
-Pamiętaj, że właśnie na mnie ci zależy. Przepraszam. Poprawka. Zależy wam na mojej mocy. Ale nieważne komu będziecie grozić i tak wam nie pomogę. Możecie mnie zabić na jedno wam wyjdzie. 
-Przez ciebie będą ginąć niewinni ludzie.
-No cóż zginą w imię wyższych celów. Lepiej oni niż miałabyś zniszczyć wszystkie możliwe światy. 
-Od kiedy stałaś się taka okrutna
-Zawsze byłam -Powiedziałam plując jej w twarz -Po prostu dopiero teraz zmądrzałam 
-Czyżby zostawił cię ten twój kochaś Herondale? -zapytała z kpiną, przejeżdżając mi nożem po policzku. Zacisnęłam zęby.... 
-Och! -Wydusiłam w końcu. Starałam się włożyć w moje słowa tyle odrazy ile się tylko dało.. - Oczywiście, że nie. On chciał ratować nasz "związek"... Tylko... nudził już mnie... więc go zostawiłam. -Nabrałam powietrza. Prawa strona twarzy pulsowała bólem, a mówienie wcale nie należało do najprzyjemniejszych.. -Jakby to ująć... Dusiłam się w tej relacji. 
-W takim razie -odezwał się Linus podnosząc Simona do góry -On nie będzie nam już potrzebny. -Powiedział po czym wbił mu serafickie ostrze w plecy pod takim kontem, że przeszyło serce....
Patrzyłam na to z chłodną obojętnością.....








sobota, 9 grudnia 2017

Rozdział 18

Miłego czytania! 
~Clary~
Jace od naszego pocałunku mnie unika. Dzisiaj wraz z Izabell idą z Jessie na zakupy. Mała rośnie tak szybko, że musimy minimum raz w tygodniu chodzić na zakupy. Dodam, że kupujemy jej wtedy również ubrania za duże.
Skoro miałam chwile dla siebie postanowiłam najpierw coś namalować, a później pójść na długi wyczerpujący trening.
Malowałam wszystko to co czułam.
Ktoś zapukał. Otarłam szybko łzy z policzków i powiedziałam
-Proszę
-To tylko ja. Zapomnieliśmy czapki małej -Wymusiłam uśmiech. Wstałam i podeszłam do szafy. Po chwili wygrzebałam z niej czapke Jessie.
-Proszę.
-Płakałaś
-Nie. Wydaje ci się -skłamałam szybko odwracając się 
-Okej. To ja idę. Dziewczyny na mnie czekają.
-Pamiętajcie żeby kupić wszystko na obiad.. Twoi rodzice dzisiaj przyjeżdżają....
-Pamiętam pamiętam.. -odpowiedział poczym wyszedł.

A ja? Straciłam chęci na malowanie. Przebrałam się po czym poszłam na salę.
Stwierdziłam, że czas najwyższy wrócić do mojego standardowego treningu.
Najpierw rozgrzewka: pięć okrążeń wokół sali, rozciąganie, po czy kolejne kółko.
Następnie rzucanie nożami, ćwiczenia na linie, utrzymywanie równowagi, wykopy, rzucanie strzelanie z łuku...
To ostatnie nie wychodziło mi. Nie mogłam trafić w środek. Ani razu. Cała tarcza była zasłana strzałami oprócz środka....
Odpuściłam na chwile i zajęłam się walką wręcz z manekinem.  
-Myślę, że potrzebujesz przeciwnika...
-Alec.. -odwróciłam się zaskoczona
-Co ten biedak ci zrobił? Co?
-Walczysz czy gadasz? -rzuciłam mu broń
-A kto powiedział, że jedno wyklucza drugie?
-Okej. W takim razie o czym chcesz porozmawiać? -Natarłam na niego.
Odparł atak. Atakowałam dalej. Wykonałam serię ciosów...
-Dobrze ci idzie. -Odpierał każdy z moich ataków. Zmieniłam strategię i pozwoliłam mu zaatakować. -Jak się czujesz? -odparłam atak
-Z czym? -zaatakowałam
-Clary wiesz dobrze o co mi chodzi... -wręcz rzuciłam się na niego
-A jak mam się czuć Alec?! Boli jak cholera!! Ale wiem, że to moja wina... -udało mi się go przewrócić ale szybko się podniósł
-Clary to nie jest twoja wina -teraz to ja leżałam
-Tak a czyja??! To ja odeszłam! To ja sprawiłam, że cierpiał! Zmusiłam was żebyście okłamywali go!! Czemu?! Bo bałam się, że mnie zostawi, że mnie zrani..!! -Odbiłam się od podłogi i stanęłam na równe nogi
-Clary to nie jest twoja wina. Jace nie będzie miał ci tego za złe... Kocha cię... -Przyparł mnie do ściany. Podniosłam wyżej broń i odepchnęłam go nogą. -Zrobiłaś to dla dobra Jessie. A my cię rozumiemy. Gdybym mógł skłamałbym jeszcze raz...
-Alec. Ja nie wiem co mam ci powiedzieć. Jestem wam wdzięczna za wsparcie. Naprawdę. Tylko... -Opuściłam broń. Chłopak zrobił to samo, a ja przytuliłam się do niego. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. -Ja już nie wiem co mam robić. Próbowałam chyba wszystkiego i nic...
-Znajdziemy sposób. Obiecuje ci.
-O tu jesteście... -Blondyn wszedł do sali. O przeszkodziłem wam. Odsunęłam się od szatyna.
-Dziękuję. Za wszystko. -Powiedziałam i spojrzałam się na Jace'a. -Kupiliście wszystko o co was prosiłam?
-Tak... -chłopak podszedł do mnie -tak wszystko wzięliśmy....
Podszedł do mnie i otarł łzy spływające po moich policzkach. Spojrzał na rękę i roztarł moje łzy w palcach. Patrzył się to na mnie to na rękę.. Był zaskoczony??
-Jace? Co się... -Blondyn utkwił we mnie swój wzrok
-Pamiętam... -wyszeptał -Pamiętam wszystko -potrzebowałam chwili aby jego słowa dotarły do mnie. Rzuciłam mu się w objęcia. Rozpłakałam się po raz kolejny tego dnia. Tylko, że tym razem były to łzy szczęścia. 
Staliśmy chwilę wtuleni w siebie. Chłopak odsunął mnie na tyle by mógł na mnie spojrzeć.
-Tęskniłem za tobą. Nawet nie wiesz jak bardzo... 
-Jace ja przepraszam...
-Nie masz za co. To co było jest nie ważne. Liczy się to co jest teraz. Kocham cię Clary...
-Ja ciebie też -powiedziałam szczęśliwa i złączyłam nasze usta w pocałunku pełnym tak skrajnych uczuć: tęsknoty, bólu, szczęścia, miłości...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału ale naprawdę nie miałam albo czasu albo energii albo weny. Mam nadzieje, że mi to wybaczycie... 



poniedziałek, 13 listopada 2017

Rozdział 17

Miłego czytania! :D

~Clary~
-Witaj Clarisso! -odwróciłam się w stronę głosu i moim oczom ukazał się Ithuriel. Anioł uśmiechał się do mnie
-Witaj Ithiurielu!
-Chyba czas wrócić na ziemię co?
-To znacz że ja nie umarłam? -zapytałam z nadzieją. Tak bardo chciałabym zobaczyć teraz moja córeczkę i Jace'a..
-Umarłaś jednak możesz wrócić..
-Nie rozumiem. Dlaczego?
-Jesteś tam potrzebna. Wojska Jocelyn rosną w siłę. A zresztą twoi bliscy zrobili to co trzeba abyś wróciła... Do zobaczenia wkrótce.
-Do zobaczenia w... -Nie zdążyłam dokończyć zdania a anioł zniknął.

-Nareszcie budzi się!

-ćśśś.... - z moich ust wydał się przeciągły jęk -nie musisz tak krzyczeć.. -otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to pochylone nade mną postacie.. w jednej chwili wszyscy zaczęli mnie obejmować. Zobaczyłam moja śliczna córeczkę... Nie było tylko jednej osoby
-Gdzie jest Jace? -zapytałam, a wszyscy nagle zamilkli.
-No.. bo.. widzisz... Jace... tak... jakby.. -zaczęła się jąkać Izzy
-No wyduś to wreszcie...
-Jace przywrócił cie do życia po czym zemdlał i ja się obudził to kompletnie od tamtej pory cię nie pamięta
-Co nie zrozumiałam nic oprócz tego że Jace czegoś nie pamięta.. -  dziewczyna powiedziała to w tak zastraszającym tępie.. nie wiedziałam, że można aż tak szybko mówić
-Powiedziałam, że Jace po tym ja cie ożywił zemdlał -tu zrobiła pauze. Teraz każde słowo mówiła aż za wyraźnie. -I stracił wszystkie wspomnienia z tobą. W ogóle cię nie pamięta.

-A Jessie? Czy ją też..
-Nie. Pamięta, że jest jego córką ale nic poza tym. Tylko ciebie zapomniał Clary. -w moich oczach pojawiły się łzy które za wszelką cenęcenęstaralqm się powstrzymać. Wymusiłam uśmiech.
-Może chce się na mnie odegrać za...
-Clary on nigdy by tego nie zrobił za bardzo cie kochał. -przerwał mi Alec
-Widział się z aniołem... -powiedzial Magnus -Wydaje mi się, że to była cena która musiał zapłacić za twoje życie...

-Już dajcie jej spokój! -posłałam tacie uśmiech wdzięczności - Myślę że Clarissa chciałaby spędzić trochę czasu ze swoją córka, która jeszcze trochę nie będzie znowu wyrośnie z ubranek...

-Jak to znowu? -zapytałam zdziwiona. -To ile ja spałam??

-Spałaś tydzień...  -powiedziała Izzy

-Pamiętasz, że twoja ciąża trwała dużo krócej niż normalnie powinna trwać? Jessie dalej rozwija się dużo szybciej niż inne dzieci.

-Dobra chodźcie. Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia. -powiedziała Izabell po czym wszyscy wyszli i zostałam sama z moja śliczna córeczka.

~Jace~
Siedziałem sobie spokojnie w kuchni gdy nagle wszyscy zaczęli do niej wchodzić. I już po moim spokojnym zjedzeniu obiadu...

-Gdzie Jessie? -zapytałem
-Z Clary..
-Nie uważacie, że jest jeszcze za wcześnie żeby ona siedziala sama z małą?
-Słucham?! -krzyknęła Izzy. While wszyscy się nagle oburzeni na łoju słowa. Nie mam pojęcia dlaczego? Uważam, że mam rację, a ja się nigdy nie mylę!

-Chłopczyku to, że straciłeś pamięć nie uprawnia cie do obrażania mojej córki! Nie wiesz co przeszła! I nie masz pojęcia o tym jaka jest silna!! A jeżeli jeszcze raz usłyszę...
-Valentine uspokój się Jace nie miał nic złego na myśli -Maryse położyła dłoń na ramieniu Valentina. Gdyby nue jej interwencja prawdopodobnie rzucił by się na mnie...
Wyszedłem z kuchni nie odzywając się ani słowem. Skierowałem się w stronę swojego pokoju. Mijając sale  w której leżała Clarissa? Tak chyba tam miała na imię matka mojej córki. Jak w ogóle do tego doszło...?? Przecież ona nie jest w moim typie...

Stanąłem w progu i przyglądałem się jak rudowłosa bawi się z małą, podczas gdy jej posiłek stygnie.
Miłość z jaką patrzyła na naszą córkę uświadomiła mi, że się pomyliłem co do niej... Wielki Jace Herondale pomylił się. Możecie to sobie zapisać... oczywiście nie przyznam się do tego.

-Jak chcesz zajmę się mała żebyś ty mogła sobie spokojnie zjeść -powiedziałem na co gwałtownie podniosła głowę. W jej oczach widać było mieszaninę uczuć.. Nie wiem jakim cudem potrafię dojrzeć takie rzeczy.

-Nie nie trzeba. W sumie to nawet nie jestem głodna.

-Długo byłaś nieprzytomna powinnaś coś zjeść -upierałem się -Nie będziesz miała pokarmu dla małej..

-Ehh.. Nie odpuścisz co? Zresztą nigdy nie odpuszczasz. -uśmiechnęła się blado. Odwzajemnilem uśmiech.

-Tu masz rację. Zupy nie polecam nie wyszła Izabell. Ale o dziwo reszta jest smaczna. Nie wiem jak ona nauczyła się gotować tak ze jest to jadalne...

-Ja ją nauczyłam. Nie było to częścią mojego planu ale dobrze się stało. Prawdopodobieństwo śmierci podczas jedzenia spadło..

-Tak to prawda demony były mniej groźne niż kuchnia Izzy

-W sumie, że też nikt nie wpadł na to aby nakarmić je jedzeniem przygotowanym przez Izabell... Wygrana be z większego wysiłku..

Żartowaliśmy i śmieliśmy się przez kilka minut. Było miło jednak w obecności dziewczyny czułem pewien dyskomfort..

Zapadła chwila ciszy

-Jace? Ty naprawdę nic nie pamietasz?  -zapytała cicho

-Przykro mi ale nie... Nic nie pamiętam nawet miałem problem z twoim imieniem..

-Miałam nadzieję, że jednak chcesz się na mnie odegrać za to, że odeszłam... Może gdybym tego nie zrobiła ty byś nadal mnie pamiętał? Może... czy mogłabym cie pocałować? Może.. -wow zaskoczyła mnie ta propozycja

-Dob...

Nie skończyłem słowa gdy dziewczyna wpiła się w moje usta. Pocałunek był delikatny jednak pełen uczuć.. z jej strony..
Po chwili odsunęła się ode mnie

-Iii..? -zapytała z nadzieją

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto kolejny rozdział. Czekam na wasze komentarze.
Do następnego ;)

wtorek, 7 listopada 2017

Rozdział 16

 Rozdział dedykowany dla Demonica Edomu  😘

Miłego czytania!

~Jace~
Siedziałem otępiały... Magnus wszystko nam opowiedział... w dodatku te listy... Clary nie żyje... Clary nie żyje Clary nie... Clary... Clary... Clary

-JACE!! SŁYSZYSZ CO DO CIEBIE MÓWIĘ??!!! - wrzasnął mi do ucha Alec
-Co? Nie musisz się tak wydzierać, przecież nie jestem głuchy..
-Mowie do ciebie juz od 5 minut a ty nic!!
-Przepraszam. Co mówiłeś?
- Mówie, że jest szansa uratowania Clary -Zerwałem się z miejsca
-Jak?! -powiedziałem ciągnąć za sobą szatyna
-Pamiętasz tą rune którą Clary ożywiła Valentaina? Co gdybyś ty narysował taka rune Clary... -wpadliśmy do pokoju, w którym leżała rudowłosa... Izzy trzymała Jassie na rękach Magnus stał twarzą do okna a Valentain ściągał koszule i nagle...
światło zgasło...
zobaczyłem ciemność...
I tak samo jak nagle nie było nic tak teraz znajdowalem się w białej przestrzeni... dosłownie nie było nic oprócz bieli i złotej skrzydlatej postaci...
-Witaj Jonathanie. Nazywam się Ithuriel. Wiem że chcesz przywrócić życie swojej ukochanej ale to nie będzie takie proste... Jeżeli chcesz to zrobić musisz pamiętać że nie ma nic za darmo.
-Wiem. I jestem gotów ponieść każda cenę. Co mam zrobić?
-Podaruje ci rune. Naucz się jej i stwórz na ciele Clarissy.
-Co chcesz w zamian?
-W zamian stracisz wszystkie wspomnienia o Clarissie... Jednak masz możliwość odzyskania ich...
-Jak?
-Wystarczy ze wybierzesz moment w którym ja odzyskasz..
-Nie rozumiem..
-Badziesz musiał zobaczyć sytuacje która teraz wybierzesz...
-A co z Jessie? Czy ją też zapomnę?
-Będziesz pamiętał że to twoja córka jeśli o to chodzi. Więc jak
-Łzy Clary...
-Dobrze. Oto runa zapamiętaj ją dobrze. Do zobaczenia wkrótce. -uśmiechnął się i znikł.

Obudziłem się. Wszyscy stali nade mną.
-Jace nic ci nie jest? -zapytała Izzy
-wszystko w porządku. -odpowiedziałem podnosząc się.
-Zaczynamy.
Podszedłem do dziewczyny i odpisałem jej delikatnie bluzkę. Tuż pod klatka piersiową przyłożyłem stelle i stworzyłem rune. W ostatniej chwili pocałowałem rudowłosa w usta
-Niedługo się spotkamy -powiedziałem po czym po raz kolejny tego dnia straciłem przytomność...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W końcu jestem z nowym rozdziałem. Tak średnio mi się podoba... No ale cóż ocenę zostawiam wam.

czwartek, 26 października 2017

Jedno małe pytanko...

Chciałam się tylko zapytać czy ktoś cżyta to opowiadanie i czy mam wstawiać kolejne rozdziały?

Przez jakiś czas rozdziały będą pojawiać się częściej. Jeden mam już gotowy do wstawienia jednak decyzja należy do was (o il jest ty jeszcze ktoś).
Czekam na wasze opinie... ;)

piątek, 7 lipca 2017

Rozdział 15

~Clary~

Magnus potwierdził to iż jestem w ciąży. Jednak nie popierał mojej decyzji co do ucieczki i ukrycia się na jakiś czas.

-pomogę ci tylko dlatego, że jesteśmy jak rodzina. Mam nadzieje, że jesteś pewna swojej decyzji. Tak czy tak będziesz musiała wrócić. Sama dziecka nie obronisz a dobrze wiesz, że Jocelyn będzie na nie polować jak tylko sie o nim dowie...

-Magnus proszę cię... musze pobyć sama przemyśleć wszystko... Błagam obiecaj, że nikomu nie powiesz gdzie jestem i dlaczego. Izabell może się domyślać, wie, że jestem w ciąży musisz z nią porozmawiać żeby nie wygasła nic Jasowi...

-Obiecuje nic im nie powiem i porozmawiam z Izabell..

-W takim razie do zobaczenia

-Do zobaczenia Clary -powiedział czarownik i po chwili znalazłam się w miejscu docelowym. Był to niewielki magiczny domek który oprócz tego że można nim było przemieszczać się z miejsca w miejsce mógł jeszcze powiększać się lub zmniejszać w zależności od liczby osób mieszkających w nim.

Wypakowałam wszystkie rzeczy, zrobiłam sobie jajecznice, wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Sen przyszedł szybko.

~Jace~
Clary zniknęła nikt nic nie wie, magia Magnusa nie działa a ja też jestem bezsilny... Kocham Clary i martwię się o nią... Co jeżeli coś jej się stało?! Albo Jocelyn ją porwała?! Co jeśli ona... Jace przestań nie możesz tak myśleć!! Clary jest silna i sobie poradzi!!

-Jace? -do pokoju wsuneła się głowa Aleca -Mogę wejść?

-Jasne

-Przeniosłem ci jedzenie...

-Nie chce jeść

-Musisz mieć siły żeby szukać Clary. Nie chciałaby żebyś chodził głodny... -tylko ja wcale nie chodziłem głodny po prostu nie byłem głodny.. nie mogłem jeść kiedy wiedziałem że jej może dziać się teraz krzywda...
-Jace?

-okej -ugryzłem kawałek grzanki -zadowolony?

-Nie. Masz zjeść wszystko!

Niechętnie zacząłem jeść może Alec ma trochę racji...

-Alec? A co jeśli jej coś się stało? - zapytałem po dłuższej chwili

-Znasz Clary lepiej niż ja, a ja nawet wiem ze poradzi sobie...
Zresztą Magnus zdecydowanie odrzucił jakiekolwiek porwanie, atak Jocelyn też...

-Wiesz myślę że on i Izabell coś ukrywają... są zbyt spokojni i pewni...

-Wydaje ci się.. Co by mieli wiedzieć, że Clary się gdzieś ukrywa??

-Co powiedziałeś??

-Nic co ma znaczenie. Powiedziałem to hipotetycznie.

-Alec jeśli coś wiesz to...

-To co? Jeżeli bym coś wiedział a wiem tyle co ty to są sposoby które zmusiły by mnie do milczenia...

-Przepraszam...

-Ni szkodzi. Rozumiem Cię. Ale to nie powód żeby obarcza nas wina czy wyzywać się na nas tym nic nie wskórasz...

~~~

~Cary~
Ukrywam się już cztery miesiące. Zmieniam miejsce pobytu co dwa trzy dni. Ciąża u pół aniołów trwa znacznie szybciej niż u nocnych łowców czy ludzi. Magnus twierdzi, że już niedługo urodze. Tęsknię za Jacem... Czuje się coraz gorzej psychicznie i fizycznie...

-Clary!?

-Tutaj! - Magnus odwiedza mnie codziennie aby mnie zbadać i dotrzymać chociaż trochę towarzystwa...

-Jak się czujesz? -zapytał wchodząc do pokoju

-Źle... -Nagle fala przeszywajacego bólu przeszła moje ciało -Magnus.. chyba... się zaczęło.. -wysyczalam przez zaciśnięte zęby

~Magnus~
Clary dzielnie znosiła kolejne skurcze... Poród był długi i męczący... kiedy dziewczyna zaczęła słabnąć nie potrafiłem nic zrobić...

-Powiedzcie wszystko Jasowi i tacie... -powiedziała z dużym trudem -czy byłaby... czy byłaby możliwość... rozmowy z nimi??

-Dla ciebie wszystko -powiedziałem... wiedziałem o co chodziło.. chciała się pożegnać, przekazać zadanie ochrony dziecka...

Przestałem pomagać na chwile rudowłosej i wysłałem ognista wiadomość do Izabell i Aleca...
Dziewczyna słabła z każdą chwilą jednak ostatnimi siłami urodziła śliczna córeczkę...
Stworzyłem bramę i po chwili do pokoju weszło kilkoro nocnych łowców...



********************************************
Cześć. Czołem. Oto nowy rozdział. Przepraszam że tak długo nic nie dodawałam. Mam nadzieje, że wam się spodobał. ;)