poniedziałek, 13 listopada 2017

Rozdział 17

Miłego czytania! :D

~Clary~
-Witaj Clarisso! -odwróciłam się w stronę głosu i moim oczom ukazał się Ithuriel. Anioł uśmiechał się do mnie
-Witaj Ithiurielu!
-Chyba czas wrócić na ziemię co?
-To znacz że ja nie umarłam? -zapytałam z nadzieją. Tak bardo chciałabym zobaczyć teraz moja córeczkę i Jace'a..
-Umarłaś jednak możesz wrócić..
-Nie rozumiem. Dlaczego?
-Jesteś tam potrzebna. Wojska Jocelyn rosną w siłę. A zresztą twoi bliscy zrobili to co trzeba abyś wróciła... Do zobaczenia wkrótce.
-Do zobaczenia w... -Nie zdążyłam dokończyć zdania a anioł zniknął.

-Nareszcie budzi się!

-ćśśś.... - z moich ust wydał się przeciągły jęk -nie musisz tak krzyczeć.. -otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to pochylone nade mną postacie.. w jednej chwili wszyscy zaczęli mnie obejmować. Zobaczyłam moja śliczna córeczkę... Nie było tylko jednej osoby
-Gdzie jest Jace? -zapytałam, a wszyscy nagle zamilkli.
-No.. bo.. widzisz... Jace... tak... jakby.. -zaczęła się jąkać Izzy
-No wyduś to wreszcie...
-Jace przywrócił cie do życia po czym zemdlał i ja się obudził to kompletnie od tamtej pory cię nie pamięta
-Co nie zrozumiałam nic oprócz tego że Jace czegoś nie pamięta.. -  dziewczyna powiedziała to w tak zastraszającym tępie.. nie wiedziałam, że można aż tak szybko mówić
-Powiedziałam, że Jace po tym ja cie ożywił zemdlał -tu zrobiła pauze. Teraz każde słowo mówiła aż za wyraźnie. -I stracił wszystkie wspomnienia z tobą. W ogóle cię nie pamięta.

-A Jessie? Czy ją też..
-Nie. Pamięta, że jest jego córką ale nic poza tym. Tylko ciebie zapomniał Clary. -w moich oczach pojawiły się łzy które za wszelką cenęcenęstaralqm się powstrzymać. Wymusiłam uśmiech.
-Może chce się na mnie odegrać za...
-Clary on nigdy by tego nie zrobił za bardzo cie kochał. -przerwał mi Alec
-Widział się z aniołem... -powiedzial Magnus -Wydaje mi się, że to była cena która musiał zapłacić za twoje życie...

-Już dajcie jej spokój! -posłałam tacie uśmiech wdzięczności - Myślę że Clarissa chciałaby spędzić trochę czasu ze swoją córka, która jeszcze trochę nie będzie znowu wyrośnie z ubranek...

-Jak to znowu? -zapytałam zdziwiona. -To ile ja spałam??

-Spałaś tydzień...  -powiedziała Izzy

-Pamiętasz, że twoja ciąża trwała dużo krócej niż normalnie powinna trwać? Jessie dalej rozwija się dużo szybciej niż inne dzieci.

-Dobra chodźcie. Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia. -powiedziała Izabell po czym wszyscy wyszli i zostałam sama z moja śliczna córeczka.

~Jace~
Siedziałem sobie spokojnie w kuchni gdy nagle wszyscy zaczęli do niej wchodzić. I już po moim spokojnym zjedzeniu obiadu...

-Gdzie Jessie? -zapytałem
-Z Clary..
-Nie uważacie, że jest jeszcze za wcześnie żeby ona siedziala sama z małą?
-Słucham?! -krzyknęła Izzy. While wszyscy się nagle oburzeni na łoju słowa. Nie mam pojęcia dlaczego? Uważam, że mam rację, a ja się nigdy nie mylę!

-Chłopczyku to, że straciłeś pamięć nie uprawnia cie do obrażania mojej córki! Nie wiesz co przeszła! I nie masz pojęcia o tym jaka jest silna!! A jeżeli jeszcze raz usłyszę...
-Valentine uspokój się Jace nie miał nic złego na myśli -Maryse położyła dłoń na ramieniu Valentina. Gdyby nue jej interwencja prawdopodobnie rzucił by się na mnie...
Wyszedłem z kuchni nie odzywając się ani słowem. Skierowałem się w stronę swojego pokoju. Mijając sale  w której leżała Clarissa? Tak chyba tam miała na imię matka mojej córki. Jak w ogóle do tego doszło...?? Przecież ona nie jest w moim typie...

Stanąłem w progu i przyglądałem się jak rudowłosa bawi się z małą, podczas gdy jej posiłek stygnie.
Miłość z jaką patrzyła na naszą córkę uświadomiła mi, że się pomyliłem co do niej... Wielki Jace Herondale pomylił się. Możecie to sobie zapisać... oczywiście nie przyznam się do tego.

-Jak chcesz zajmę się mała żebyś ty mogła sobie spokojnie zjeść -powiedziałem na co gwałtownie podniosła głowę. W jej oczach widać było mieszaninę uczuć.. Nie wiem jakim cudem potrafię dojrzeć takie rzeczy.

-Nie nie trzeba. W sumie to nawet nie jestem głodna.

-Długo byłaś nieprzytomna powinnaś coś zjeść -upierałem się -Nie będziesz miała pokarmu dla małej..

-Ehh.. Nie odpuścisz co? Zresztą nigdy nie odpuszczasz. -uśmiechnęła się blado. Odwzajemnilem uśmiech.

-Tu masz rację. Zupy nie polecam nie wyszła Izabell. Ale o dziwo reszta jest smaczna. Nie wiem jak ona nauczyła się gotować tak ze jest to jadalne...

-Ja ją nauczyłam. Nie było to częścią mojego planu ale dobrze się stało. Prawdopodobieństwo śmierci podczas jedzenia spadło..

-Tak to prawda demony były mniej groźne niż kuchnia Izzy

-W sumie, że też nikt nie wpadł na to aby nakarmić je jedzeniem przygotowanym przez Izabell... Wygrana be z większego wysiłku..

Żartowaliśmy i śmieliśmy się przez kilka minut. Było miło jednak w obecności dziewczyny czułem pewien dyskomfort..

Zapadła chwila ciszy

-Jace? Ty naprawdę nic nie pamietasz?  -zapytała cicho

-Przykro mi ale nie... Nic nie pamiętam nawet miałem problem z twoim imieniem..

-Miałam nadzieję, że jednak chcesz się na mnie odegrać za to, że odeszłam... Może gdybym tego nie zrobiła ty byś nadal mnie pamiętał? Może... czy mogłabym cie pocałować? Może.. -wow zaskoczyła mnie ta propozycja

-Dob...

Nie skończyłem słowa gdy dziewczyna wpiła się w moje usta. Pocałunek był delikatny jednak pełen uczuć.. z jej strony..
Po chwili odsunęła się ode mnie

-Iii..? -zapytała z nadzieją

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto kolejny rozdział. Czekam na wasze komentarze.
Do następnego ;)

1 komentarz: