wtorek, 8 września 2015

Rozdział 4 czesc 1

~Jace~
   Dziewczyny ugotowały spaghetti. Bałem się trochę je jeść wiedząc, że Izzy pomagała je gotować. Wsadziłem pierwszy widelec z daniem do ust... i muszę powiedzieć, że jest smaczne, nawet bardzo.
   W połowie jedzenia poczułem się senny. Z kończyłem jeść i wstałem od stołu...
-Już nas opuszczasz? -zapytała Clary z dziwnym błyskiem w oku.
-Nie wiedziałem, że tak zależy ci na moim towarzystwie. -Ziewnąłem
-W sumie nie zależy.
-Wmawiaj sobie mała.
-Ja nie muszę sobie niczego wmawiać w porównaniu do ciebie... -Jej słowa ledwie co do mnie docierały. Jestem taki zmęczony, że zaraz chyba zasnę... -...i twojego ego
-Gdyby nie to, że strasznie chce mi się spać to by ta rozmowa się tak szybko nie skończyła a ty uświadomiła byś sobie, że podobam ci się i na mnie lecisz. -powiedziałem  wychodząc.
  Ledwie co doszedłem do pokoju. Położyłem się na łóżko i od razu zasnąłem.
 
~Alec~
Jace wyszedł jak oparzony. Dziewczyny wysłały sobie jakieś porozumiewawcze spojrzenie i uśmiechnęły się do siebie.
-Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić o co chodzi? -zapytałem
-Dowiesz się w swoim czasie... -powiedziała tajemniczo Clary, wstając od stołu. -Dobranoc -powiedziała
-Dobranoc -odpowiedziałem razem z Hodgem, który również wstał.
-Dobranoc -powiedziała Izzy.
Hodge i Clary wyszli.
-Izzy o co chodzi
-O co chodzi z czym
-Och... Izzy przestań -powiedziałem zniecierpliwiony -dobrze wiesz o co pytam
-Nie mogę ci nic powiedzieć. Dzisiaj ty sprzątasz po kolacji -powiedziała i wyszła.
  Co miałem innego zrobić? Wziąłem się za sprzątanie wciąż rozmyślając o co mogło chodzić dziewczynom...

~Clary~
Poszłam szybko do swojego pokoju po rzeczy i udałam się do pokoju Jace`a.
Chłopak spał twardym snem ale co się dziwić po takiej dawce środków nasennych będzie spał do rana.
Podeszłam do jego łóżka. Jak on słodko wygląda.
Clary wcale tak nie myślisz. Pamiętaj po co tu przyszłaś!
Pamiętam!
Oprzytomniałam i zabrałam się do pracy.


~~~
Obudziłam się wypoczęta i rześka.
Wzięłam jakieś ubrania i udałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic. Strumień letniej wody zmył ze mnie resztki snu. Wyszłam, wytarłam się i ubrałam się we wzięte wcześniej rzeczy. Były to mianowicie czarne spodnie i szary top, do tego założyłam moje ulubione,czarne trampki.
  Weszłam do kuchni podeszłam do lodówki i wzięłam sobie jogurt. Wzięłam łyżeczkę i usiadłam do stołu, w tym czasie przyszedł Alec, a zaraz za nim Izzy.
Właśnie wkładałam łyżeczkę do zmywarki gdy usłyszeliśmy krzyk.... Alec i Izzy zerwali się ze swoich miejsc i pobiegli do pokoju blondyna, uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam powoli za nimi, nasza blond księżniczka wstała...
Gdy doszłam na miejsce po całym korytarzu latały kaczki, Alec, z Izzy prawie pokładali się ze śmiechu, Hodge zaspany nie do końca wiedział co się dzieje. Zajrzałam do pokoju chłopaka i uśmiechnęłam się chyba sam nie wiedział czy ma być wściekły, załamany, przerażony czy wszystko na raz.
-Mówiłam, że ze mną się nie zadziera. -powiedziałam
-Tyy!!!!! Coś ty mi zrobiła???!!!! Jak ja teraz wyglądam???!!! -zaczął wrzeszczeć
-Hmm.... O wiele przystojniej niż wcześniej...
-Jak ja się pokaże?? -załamywał się dalej
-Masz mi coś do powiedzenia? -zapytałam
-Ja?! To Ty lepiej powiedz co ja mam zrobić żeby mieć normalne włosy??!!
-Wystarczy, że szczerze mnie przeprosisz...
-Po moim trupie -powiedział wściekły
-Jak wolisz -wzruszyłam ramionami i wyszłam. Skierowałam się do biblioteki.
Weszłam do pomieszczenia i podeszłam do jednego z regałów i wyciągnęłam pierwszą lepszą książkę. Usiadłam na parapecie okna i spojrzałam na tytuł "Sen nocy letniej" Williama Shakespeare'a. Zagłębiłam się w lekturę i po chwili byłam tylko ja i historia zawarta w słowach.

~Alec~
Usłyszeliśmy krzyk Jace'a... Wraz z Izzy zerwaliśmy się z krzeseł i pobiegliśmy do pokoju blondyna...
Otworzyliśmy drzwi do pokoju i prawie staranowały nas.... kaczki? Mój parabratai stał na łóżku przerażony całą sytuacją. Usłyszałem jak Izzy wybucha śmiechem do którego dołączyłem...
Wiec to miała być zemsta Clary? Przyznam, że rozegrała to po mistrzowsku. Jace dalej nie świadom swojej fryzury stał dalej na łóżku i przyglądał się ostatnim opuszczającym jego pokój kaczkom.
-Ja... hahaha... ona... -Izzy nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Ja zresztą nawet nie próbowałem. Chłopak wyglądał komicznie z każdym włosem sterczącym w inną stronę, nie dość, że każde pasmo było innej długości to było również innego koloru...
-Co jest w tym takiego śmiesznego!!!!! -wrzeszczał wściekły blondyn. Wciąż pokładając się ze śmiechu wskazałem mu lustro. Zeskoczył z łóżka i podbiegł do lustra, wydając okrzyk zaskoczenia.... -Mówiłam, że ze mną się nie zadziera. -Powiedziała najspokojniej w świecie Clary i oparła się o framugę.
-Tyy!!!!! Coś ty mi zrobiła???!!!! Jak ja teraz wyglądam???!!! -zaczął wrzeszczeć rozwścieczony Jace
-Hmm.... O wiele przystojniej niż wcześniej... -powiedziała rudowłosa z wyraźną kpiną
-Jak ja się pokaże?? -zawodził
-Masz mi coś do powiedzenia? -zapytała
-Ja?! To Ty lepiej powiedz co ja mam zrobić żeby mieć normalne włosy??!!
-Wystarczy, że szczerze mnie przeprosisz...
-Po moim trupie -powiedział wściekły
-Jak wolisz -wzruszyła ramionami i wyszła...
-Alec nie śmiej się tyko zrób coś!!! -krzyknął załamując ręce
-Ale co? -Zdołałem wykrztusić pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu
-Mam zaproszenie do czarnoksiężnika może on ci pomoże... albo przeproś Clary -powiedziała Izzy już w miarę opanowanym głosem...

~Jace~
Jak ja wyglądam!! Co ona mi zrobiła!! To ona powinna mnie przepraszać!!
-Mam zaproszenie do czarnoksiężnika może on ci pomoże... albo przeproś Clary -powiedziała Izzy powstrzymując śmiech. Spojrzałem na nią z nadzieją. Kiedy??
-Dzisiaj o ósmej macie w holu, tylko ubierzcie się stosownie. -Powiedziała i pociągnęła za sobą brata.
-Jonathanie Herondale masz w tej chwili tu posprzątać!!! Masz pół godziny na pozbycie się tych wszystkich kaczek!!! -wydarł się na mnie Hodge i poszedł sobie.
Jak ja mam je stąd wygonić?? Wychyliłem się i sprawdziłem gdzie są te krwiożercze bestie...

~Clary~
-Clary tu jestes -zawołała Izzy wchodząc do biblioteki -wszędzie cię szukałam.
-Cały czas byłam tutaj -powiedziałam zeskakujac z parapetu i podchodząc do czarnowlosej
-Oj cicho. Idziesz z nami do Magnisa Bane'a na imprezę? Jace chce żeby mu pomógł zrobić coś z włosami. -uśmiechnelam sie
-Hm.. Czemu nie. -wzruszyłam ramionami. -Ale on wie ze to nic nie da?
-Nie gadaj tylko chodź bo musimy się wyszukiwać -spojrzałam na nią przerazona
-Ale bez żadnych sukienek
-Oczywiście ze w sukienki -spojrzała na mnie jak na idiotke
-Nie ma mowy nie założę sukienki
-Wiec spudnica
-Nie! Spodnie.
-Albo założysz sukienkę dobrowolnie albo cię do tego zmuszę.
-Życzę powodzenia. -rzuciłam wyzywajaco
-Nie prowokuj...
-Chodź jeszcze coś zjeść bo czuje ze to bedzie dluugie popołudnie. -wzruszyła tylko ramionami i poszłyśmy do kuchni.

-Może ta? -pokrecilam glowa
-Izzy ja nie nosze sukienek...
-Clary!! Zrób to dla mnie... Prooszee -zrobiła oczy szczeniaczka.
-No dobra. Tylko... -podniosłam palec -...ma zakrywac mi tyłek i cycki. -uśmiechnęła sie szeroko.
-Nawet nie wiesz jak sie ciesze! -pisnela obejmując mnie.


Mialam pudrowo-różową sukienkę z czarnym paskiem bez ramiączek. Izzy zrobiła mi delikatny makijaż i spiela moje loki u góry spinka.
Dziewczyna założyła zaś niebieska sukienkę a na to u góry czarna koronka a na dole czarny tiul. W pasie sukienka była przewiazana błękitna wstazka. Włosy zakręciła lokówka i spiela na boku. Zrobiła wyrazisty makijaż. Wyglądała bosko.
 
Była za dziesięć osma. Jak mozna sie tak długo szykować. Chłopcy juz na nas czekali. Obaj ubrani byli w czarne spodnie i koszule. Jace aby ukryć swoja nowa "fryzurę" założył czapke.
-Nie gap sie tak na niego. -szepnęła mi do ucha Izzy
-Co? Nie gapie sie na niego.
-Taa.. jasne, a ja jestem wróżka zebuszka, zresztą on też się w ciebie wpatruje... -poruszyła znacząco brwiami.
-Dobra chodź -złapałam ja za ramie i pociagnelam w stronę chłopaków.
Podeszłam do Jace'a i jednym zwinnym ruchem ściągnęłam mu czapkę..
-Ej!!
 
~Izzy~
Clary podeszła do Jace'a i ściągnęła mu czapkę, chłopak chciał ja złapać i prawie mu się to udało ale w ostatniej chwili wyslizgnela mu się.
-Ej!! -zawołał za uciekają a rudowłosa
-Niby jestes najlepszy a czapki nie potrafisz odzyskać -powiedziała z udawana drwina...
-Ja nie potrafie?! -zawołał  -jestem najlepszym i najseksowniejszym  nocnym lowca jaki stapa po ziemi!! -dziewczyna stanęła metr przed nim
-Nie. Jest ktoś lepszy. -powiedziała
-kto -zapytał wyzywająco
-Ja! -krzyknęła mu do ucha i chciała odskoczyć ale teczowowlosy był szybszy i objął ja w pasie, i obrócił twarzą do siebie. Nie słyszałam co chłopak szepnął do niej ale ta tylko uśmiechnęła się i wyswobodzila sie z jego ramion.
-Idziemy czy nie? -zawołał moj zniecierpliwiony braciszek.
 
 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam..... Rozdział miał byc juz dawno, i żeby juz dłużej nie ciągnąć braku rozdziału stwierdziłam ze dodam to co mam. :((((((((((((

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 3

~Clary~
Otworzyłam drzwi
-Nie miałam ochoty tak szybko oglądać twojej aroganckiej twarzy Jace -powiedziałam wpuszczając go do środka
-Ciebie też jest miło widzieć Clary
-Co się tak szczerzysz?! -warknęłam
-Bo ja na prawdę cieszę się, że cię widzę? -Weszliśmy do kuchni
-Chcesz jajecznicy ze szczypiorkiem? -zapytałam się bardziej z grzeczności niż z tego, że chce mi się też jemu robić zresztą dawno z nikim nie jadłam posiłków zawsze robiłam to sama bo mama jeszcze spała, gdy wychodziłam i wracałam czasem nad ranem.
-Jeżeli nie masz zamiaru mnie otruć. -Uśmiechnęłam się na te myśl.
-Nie tym razem. -Nałożyłam jajecznice na talerze. -Smacznego -spojrzał się dziwnie na mnie -No co?
-Nic nic...
-To, że cię nie lubię nie znaczy, że nie pamiętam o dobrych manierach.
Jedliśmy w ciszy zastanawiałam się nad słowami matki, naprawdę mam wyjść za mąż...
-Co to? -wskazał na kopertę, którą nieświadomie się bawiłam...
-Lista kandydatów na mojego męża -wzruszyłam ramionami, wciąż miałam nadzieje, że to głupi żart z jej strony...
-Wychodzisz za mąż??!! -aż lekko podskoczyłam gdy krzyknął
-Czemu to cię w ogóle obchodzi??

~Jace~
-Czemu to w ogóle obchodzi?? -jej pytanie było tak jak bym dostał po twarzy.
-Naprawdę nie wiesz? -pokręciła głową. I zaczęła powoli jakby się wahała wyjmować zawartość koperty...
-Ona nie żartowała!!! Ona naprawdę chce żebym w tym wieku wyszła za mąż!!! -krzyknęła
-To nie pozwól jej żeby decydowała o takich rzeczach za ciebie. -powiedziałem i podszedłem do niej. Chciałem ją podnieść na duchu, zdobyć jej zaufanie.
-Ty nic nie rozumiesz prawda?! -łzy zaczęły spływać po jej policzkach, poczułem się okropnie z myślą, że nie mogę jej pomóc.
-A co tu dużo rozumieć. Wyprowadź się od niej.
-Myślisz, że nie próbowałam?! Ona znajdzie mnie zawsze i wszędzie znajdzie, weźmie mnie siłą jeśli nie pójdę dobrowolnie. Zawsze zrobi tak, żebym do niej wróciła. Wykorzystuje do tego ludzi na których mi zleży zrobi wszystko, żebym tu wróciła. Nie wyobrażasz sobie ile razy dostałam za sprzeciwienie się jej. Czasem zachowuje się jak matka, ale to bywa bardzo rzadko. Jeszcze przy Luku się hamuje. Odkąd tata się wyprowadził za byle co jestem chłostana, bita.
-Clary ja... -nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Przytuliłem ją. Zdziwiło mnie to bo oddała uścisk, ale po chwili się odsunęła i otarła łzy...
-Nie wiedziałeś?? Nikt nie wie. A teraz chodź muszę się spakować.
Poszliśmy na górę dziewczyna wyjęła dwie wielkie walizki do jednej wsypała cała zawartość szafy i szuflad, do tego dorzuciła jakiś zeszyt i zestaw kredek i ołówków. Do drugiej włożyła broń, ona naprawdę była inna. Nigdy nie widziałem dziewczyny która by miała taką ilość broni, kosmetyków tyle nie miała.
-Trochę ciężko będzie to przewieźć na motorze.
-A kto powiedział, że będziemy to przewozić na motorach? -Powiedziała i stworzyła bramę
-Weźmiesz jedną -skinąłem głową. -Idź pierwszy. Zaraz wrócimy po motory.
Wylądowaliśmy przed instytutem.
-Zanosimy to od razu do twojego pokoju?
-Nie. Możemy później.
Wróciliśmy po motory. Jechałem za Clary, ale nie jechała ona w stronę instytutu. Po jakiejś godzinie zatrzymaliśmy się nad jeziorkiem.

~Clary~
Nie chciałam jeszcze jechać do instytutu więc pojechałam nad małe jeziorko za miastem. Zatrzymałam się. Dopiero teraz zauważyłam, że Jace jechał za mną.
-Nie musiałeś jechać za mną. -zwróciłam się do niego
-Musiałem. Przecież nie oprowadziłem cię po instytucie i nie pokazałem pokoju. i ktoś w końcu musi pomóc ci wnieść te walizki. -powiedział i uśmiechnął się
Usiadłam na pniu drzewa które rosło nad wodą, Jace rozsiadł się na trawie. Rozmawialiśmy opowiedziałam mu o sobie, o mamie, a on opowiedział mi o sobie, o swoich rodzicach i o kłótni z nimi. Nagle temat zjechał na nasze lęki....
-Czego się boisz? -zapytałam się
-Nie powiem ci bo będziesz się śmiała!
-Nie będę. Obiecuje.
-Kaczki -rozejrzałam się
-Gdzie?
-Boję się kaczek.
-Aaaa Naprawdę?
-Te małe krwiożercze bestie są gorsze od demonów. -Roześmiałam się
-Przepraszam. W takim razie lepiej ci nie mówić, że jedna jest tuż za tobą? -Zerwał się gwałtownie i wskoczył na pień obok mnie
-AAAAAAAA!! Gdzie??!! -Wybuchłam śmiechem. Śmiałam się tak, że prawie wpadłam do jeziora, a gdy zobaczyłam mordercze spojrzenie Jace'a jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.
-Czas wracać już się ściemnia. -Faktycznie był już wieczór.
-Ok. Już trochę się uspokoiłam.
Pojechaliśmy do instytutu. Moje bagaże były już wniesione do pokoju.
-Zaraz kolacja więc zaprowadzę cię do pokoju, a później oprowadzę cię po budynku.
-Ok. -zgodziłam się. Wysiedliśmy z windy i ruszyliśmy długim pomalowanym na biało korytarzem. Mijaliśmy wiele par drzwi, aż wreszcie zatrzymaliśmy się przed pokojem 147.
-Mój pokój jest naprzeciwko obok po lewej jest pokój Alecka, a później Maxa, obok twojego pokoju po prawej jest pokój Izzy. Maryse chciała, żebyśmy byli blisko siebie. Przyjdę po ciebie za pół godziny.
-Ok. -miałam już wejść do pokoju ale przypomniało mi się coś -Jace.
-Tak? -uniósł pytająco brew, wyglądał słodko... Chwila co? On wcale nie jest słodki! Nie oszukuj samej siebie. Nie oszukuje. Czemu ten głosik w głowie zawsze jest taki irytujący?? Bo mam zawsze racje. -No co?
-Nie mów nikomu o tym co ci powiedziałam... O mamie...
-Serio mamie??
-Bez względu jaka jest to ona mnie wychowała.
-Clary ona cię bije, i zmusza cię do rzeczy których wcale nie chcesz robić!!
-Proszę nie mów nikomu.
-O czym ma nam nie mówić? -Usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się. Podszedł do nas czarnowłosy, niebieskooki chłopak bardzo podobny do Izzy, zapewne to jej brat.


~Jace~
-O czym ma nam nie mówić? -zapytał Alec, który przed chwilą wyszedł z pokoju.
-O niczym. -odpowiedziałem. -Nikomu nie powiem. Obiecuje. -zwróciłem się do dziewczyny
-Dziękuję -odpowiedziała i weszła do swojego pokoju.
-Jace o co chodzi?
-Czy zawsze musi o coś chodzić?
-Jeżeli chodzi o ciebie to tak.
-O nic nie chodzi! Jasne?!
-Ok ok nie spinaj się tak. A czemu tak długo was nie było? Czyżby.... -nie pozwoliłem mu skończyć...
-Alec daj spokój.
-Jace się zakochał!!!! Jace się zakochał!!!! JACE SIĘ ZAKOCHAŁ!!!
-Zamknij się!!!! W kim niby miałbym się zakochać? -zapytałem. Czemu on jest taki wkurzający?! I... Czy naprawdę to aż tak widać?!
-Znam cię. Widzę jak na nią patrzysz.
-ALEC ZAMKNIESZ SIĘ WRESZCIE??!!
-Nie spinaj się tak.
-To się zamknij! Czy ja wrzeszczę na cały instytut ze podoba ci się Magnus?
-Jace ja... -zatrzymaliśmy się przed gabinetem Maryse.
-Do zobaczenia na kolacji. -zapukałem do drzwi i wszedłem. Maryse siedziała za wielkim mahoniowym biurkiem całym zawalonym papierami. Podniosła na mnie wzrok.
-Tak Jace?
-Zaprowadziłem Clary do pokoju, po kolacji oprowadzę ja po instytucie.
-Dobrze. Dziękuję ci.
-A co do tej sprawy o której nam mówiłaś.... Ona jest gotowa żeby poznać prawdę.
-Nie sadze aby....
-Ona ma do tego prawo! Powinna wiedzieć! Clary jest silna! Zrozumie i będzie walczyć po naszej stronie z...
-Jace Herondale! Dość! To ja stwierdzę i podejmę decyzje kiedy Clary dowie się o wszystkim.
-Dobrze. -powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Wyszedłem wściekły, trzaskając drzwiami. Jak ona może tak postępować? Przecież ona ma prawo znać prawdę!
-Jace co się dzieje? -usłyszałem głos Aleca ale zignorowałem go i poszedłem do swojego pokoju zamykając się w nim na klucz.

~Clary~
Pokój był nie za wielki ale mi to odpowiadało. Nigdy nie lubiłam mojego pokoju za jego rozmiar, niby da się do wszystkiego przyzwyczaić ale... Pokój był pomalowany na kremowo. Prawie w jego centrum stało wielkie łóżko, po jego obu stronach stały dębowe szafki nocne. Po drugiej stronie pokoju w prawym rogu stała wielka dębowa szafa, pod oknem stało pasujące do pozostałych mebli biurko. Niedaleko szafy znajdowały się drzwi, prowadzące do łazienki. Właśnie skończyłam się wypakowywać, gdy ktoś zapukał do drzwi...
-Proszę. -powiedziałam
-Obiecałem ze po ciebie przyjdę. Wiec jestem. -Powiedział blondyn wchodząc do środka. -Widzę ze się rozgościłaś. -wzruszyłam ramionami.
-Idziemy? -zapytałam
-Jasne. A wracając do naszej rozmowy. Nie powiedziałaś mi czego się boisz.
-Boje się bać. Boje się, ze strach sparaliżuje mnie w najmniej odpowiednim momencie... Boje się, że zacznę się czegoś bać w najmniej odpowiednim momencie... I to jest chyba najgorsze.
-Ależ skąd to bardzo rozsądne bać się strachu -odwróciłam się. Głos należał do starszego mężczyzny o siwych włosach i ciemno brązowych oczach.  -Nazywam się Hodge. Hodge Starkweather. Ty zapewne jesteś Clarissa Morgenstern.
-Milo mi pana poznać i proszę mówić do mnie Clary. -uśmiechnęłam się.
-Chodźcie dzieci na kolacje. Maryse i Robert zaraz po niej wyjeżdżają, więc czeka nas albo śmierć z głodu albo zostaniemy otruci przez Izzy.
-Wole to pierwsze. -stwierdził Jace.
-Nie może być aż tak źle. -zaczęłam bronić czarnowłosą
-Ostatnim razem jak gotowała zupę wypaliła dno w garnku a z łyżki nic nie zostało.
-To ja może na posiłki będę udawała się do Eleanor.  -powiedziałam wchodząc za Jace'em do wielkiej jadalni.  Cala rodzina Lighwoodów była już przy stole.
-Kim jest Eleanor? -zapytała Izzy
-Eleanor jest dla mnie jak starsza siostra, chociaż nie jesteśmy spokrewnione.

~Jace~
Kolacja przebiegła spokojnie. Maryse i Robert poinformowali nas że wyjeżdżają po kolacji i nie będzie ich dwa tygodnie.
Po kolacji oprowadziłem Clary po instytucie, na koniec poszliśmy do oranżerii.
-Jak tu pięknie. -jej oczy zaczęły błyszczeć z zachwytu
-To jedne z moich ulubionych miejsc. -powiedziałem
-A drugie jest przed lusterkiem? -zapytała z drwiną. Spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek.
-Hmm... w sumie to też, ale chodziło mi raczej o bibliotekę i sale treningową. -przyglądałem się jej jak podchodzi i wącha kwiaty wyglądała tak uroczo....
-HALO JACE ZADAŁAM CI PYTANIE!!
-Co? Przepraszam zamyśliłem się. O co pytałaś.
-Gdzie macie sale treningową, bo nie pokazałeś mi gdzie ona jest, a chciałam potrenować. Ale zresztą pojadę do swojej.
-O tej porze chcesz jechać do domu żeby potrenować?? Chodź już cię zaprowadzam. -ruszyłem w stronę wyjścia
-Nie. Kto powiedział, że trenuje w domu?
-No... nikt... -zbiła mnie z tropu -ale nigdy cię tu nie widziałem wiec pomyślałem, że głównie trenowałaś w domu. Poza tym nie mówiłaś nic o swojej sali treningowej, wiec wywnioskowałem, że....
-To źle wywnioskowałeś. -przerwała mi -A teraz chodź pokażesz mi gdzie macie tą salę.

~Clary~
Po treningu wzięłam szybki, zimny prysznic, nie miałam ochoty już dzisiaj nic czytać, wiec od razu poszłam spać. Nie musiałam długo czekać, aż spowinie mnie sen.

``Byłam przypięta kajdanami do ściany, przede mną stała jakaś postać, lecz nie mogłam dojrzeć jej twarzy, ponieważ wielki kaptur zasłaniał jej twarz. Próbowałam się wyrwać. Wiedziałam, że mi się nie uda, ale przecież zawsze można spróbować.
-Uspokój się i tak nic tym nie wskórasz, a jeszcze pogorszysz sytuację... - w tym momencie poczułam jak kajdany zaczynają zaciskać mi się na nadgarstkach i kostkach. Nieznajoma robiła jakiś eliksir. Bacznie obserwowałam każdy jej ruch. Gdy skończyła zanurzyła ostrze sztyletu w płynie.
-To silna trucizna. Zabija każdego powoli i boleśnie. -powiedziała, odwracając się do mnie. Spojrzałam się na nią przerażona. -Ale nie bój się to nie jest dla ciebie. -wskazała sztylet leżący teraz na blacie stalowego stołu. -Dla ciebie mam tylko lekcje... -wzięła skalpel ze stołu i podeszła do mnie... -Zawsze pamiętaj, że sny ze mną są prawdziwe. -I przejechała mi ostrzem po przedramieniu. Wydałam zduszony okrzyk i zaczęłam się wyrywać. -Do zobaczenia.``

Usiadłam na łóżku.
-Clary to tylko zły sen. -powiedziałam do siebie i spojrzałam na przedramię, które strasznie mnie piekło. Krzyknęłam z zaskoczenia. Wzdłuż całego przedramienia ciągnęła się długa rana. Sięgnęłam pod poduszkę po stelę i narysowałam Intraze. Rana po chwili się zagoiła i ostała po niej ledwie widoczna blizna. Spojrzałam na zegarek 4:30. Rzuciłam się w poduszki, spróbuje jeszcze zasnąć ale wątpię żeby mi to udało.
Leżałam już dwie i pół godziny, nie chciało mi się jeszcze wstawać. Ktoś zapukał do drzwi i uchylił je lekko. Zamknęłam szybko oczy i udawałam, że śpię. Osoba podeszła do mnie i zdjęła ze mnie kołdrę
-Clary wstawaj. -Tym kimś był Jace. Nie zareagowałam. Poczułam jego dłonie na mojej tali i zaczął po niej jeździć. Jakby tego była mało musnął moje usta swoimi...
-Wstawaj kochanie. -szepnął mi do ucha
Złapałam go za ręce i zrzuciłam z łóżka, po czym sama się zerwałam i przywaliłam mu pięścią...

~Jace~
Hodge poprosił mnie żebym obudził Clary i żebym ją zawołał na śniadanie.
Zapukałem nikt nie odpowiedział więc wszedłem. Jak ona słodko wygląda jak śpi...
Podszedłem do niej..
-Clary wstawaj. -powiedziałem, ale ona nadal spała. Nagle przyszło mi coś do głowy.
Zacząłem jeździć rękoma po jej tali, po chwili musnąłem jej usta swoimi... Były takie delikatne i słodkie...
-Wstawaj kochanie. -szepnąłem jej do ucha i w tym momencie poczułem jak łapie mnie za nadgarstki i zrzuca z łóżka. Zrobiłem zdziwioną minę. Przecież każda dziewczyna marzy abym ją tak obudził.... aby moje usta dotknęły jej ust...
Walnęła mnie z pięści w nos. Zerwałem się na równe nogi...
-Za...
-Jeszcze raz zrobisz coś takiego to pożałujesz!!! -uniosłem rękę i dotknąłem nosa, spojrzałem na palce które były w krwi. -A teraz się stąd wynoś!!! - wyszedłem wciąż zszokowany, że ona mnie uderzyła. Przecież nic takiego nie zrobiłem. Udałem się do jadalni. Wszyscy się na mnie dziwnie spojrzeli i wybuchli śmiechem...
-Czyżby za wysokie progi??! -powiedziała Izzy na co wszyscy jeszcze bardziej się roześmiali.
-Masz -Alec podał mi stele. Narysowałem sobie Intraze. Ból po chwili ustąpił, znowu mogłem oddychać przez nos. podszedłem do zlewu i umyłem twarz po czym wytarłem ją papierowym ręcznikiem. Usiadłem naburmuszony na swoje miejsce i zacząłem jeść.

~Clary~
Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam czarne rurki i czarną koszulkę z nadrukiem bez rękawów, do tego założyłam moje turkusowe trampki. Włosy związałam w wysokiego kucyka i poszłam na śniadanie.  Weszłam do jadalni wszyscy już jedli.
-To ty walnęłaś Jace w nos? -zapytał Max
-Mhm...
-Clary poszłabyś ze mną na zakupy? -Zapytała Izzy
-Jeżeli pomożesz mi zrobić kolację.
-Ok. To za godzinę w holu?
-Ok.
Zjadłam szybko śniadanie i poszłam do siebie poczytać.

Zakupy z Izzy były męczące ale udało mi się kupić wszystko aby zemścić się na Jace. Powiedziałam, że dopiero się na nim zemszczę jak zrobi to drugi raz? No cóż. Kłamałam. Przecież z realizacją tak świetnego pomysłu nie można zwlekać. Prawda?

Wróciłyśmy do instytutu późnym popołudniem, przebrałyśmy się i od razu przystąpiłyśmy do ugotowania spaghetti.
Gdy wszystko było już gotowe dosypałyśmy do porcji Jace....



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że po taki czasie wstawiam nowy rozdział ale mam strasznie mało czasu. Na szczęście zbliżamy się do końca wakacji i wbrew pozorom powinnam mieć go trochę więcej ale nie wiem jeszcze jak to będzie. 
Rozdział mi w ogóle nie wyszedł i przepraszam, że jest taki gówniany ale lepszego nie udało mi się napisać, bo najczęściej pisałam po jednym po dwa zdania.
Pomimo, że to taki chłam życzę wam miłego czytania.
 
PS: Odpowiadając na komentarz Wery w żadnym wypadku nie mam zamiaru usuwać lub pozostawiać tego bloga. Najgorsze jest to, że mam strasznie dużo pomysłów i ułożyłam już ją jakieś pięć rozdziałów do przodu ale nie mam czasu pisać i wstawiać ich.

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 2

~Clary~
Słyszałam dookoła siebie głosy. Rozpoznawałam tylko głos mamy i Vanessy, reszta była mi obca. Każda próba poruszenia się, lub otworzenia oczu spełzała na niczym. W końcu poddałam się i po kilkunastu minutach zapadłam w sen.
Obudziłam się, w końcu udało mi się otworzyć oczy. Byłam w dużym, pomalowanym na biało pokoju. W pomieszczeniu było dużo takich samych łóżek jak to na którym siedziałam. Przy moim łóżku siedział jakiś chłopak...
-Nasza śpiąca królewna wreszcie się obudziła.
-Nie jestem królewną. -warknęłam -Długo spałam? Kim Ty jesteś? I gdzie Ja jestem?
-Spokojnie. Spałaś cztery dni. Nazywam się Jace, a ty jesteś w Nowojorskim Instytucie. To ja cię tu przyniosłem.
-Aaa... Dzięki za uratowanie mi życia. -wspomnienia ostatniego wydarzenia wróciły. Zaczęłam wstawać..
-A ty dokąd?? -spojrzałam na niego jak na idiotę...
-Do domu a gdzie?
-Chyba żartujesz?! -złapał mnie za rękę -Nigdzie nie pójdziesz!
-Bo kto mi zabroni? Aaa... że niby ty! Dobre sobie! -prychnęłam. Wyrwałam rękę z jego uścisku i wzięłam jakieś ubrania leżące na szafce nocnej, i poszłam za parawan się przebrać. Zdejmując koszule nocną wydałam zduszony okrzyk widząc blizny na moim brzuchu, były wielkie i poszarpane.
-Nic ci nie jest? - z szoku wyrwał mnie głos Jace'a.
-Nie. -powiedziałam niepewnie i szybko się ubrałam.
W tym czasie do sali weszła wysoka, czarnowłosa dziewczyna.
-Widzę, że moje ubrania pasują na ciebie. -Były to czarne rurki i różowa koszulka z nadrukiem królika buksa.
-Dzięki przy następnej okazji ci je oddam.
-Nie trzeba. Jestem Izzy. -powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
-Clary. Miło cię poznać. -również się do niej uśmiechnęłam. -To do zobaczenia... Kiedyś tam. -powiedziałam idąc w stronę drzwi.
-Jak to... -ale już ich nie słuchałam tylko wyszłam. Na ścianie obok drzwi stworzyłam bramę. Po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czarne legginsy i czarny top. Z szafy wyjęłam jeszcze czarną skajke, po czym zeszłam do garażu. Tak jak myślałam mój motor stal na środku. Muszę podziękować Lukowi, że go przyprowadził.
W drodze do mojej sali treningowej zajechałam jeszcze do baru po coś do jedzenia, dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak strasznie jestem głodna...
Podjechałam po sale, która tak naprawdę była powiększonym runą garażem wynajętym od Eleanor Kyle. Najtrudniejsze w urządzeniu sali było pozawieszanie linek asekuracyjnych i zamocowanie belki pod sufitem, co nie udałoby się bez pomocy Luka i jego przyjaciół ze stada.
Weszłam do środka i po chwili usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. To była Eleanor ze swoimi dwiema córeczkami: starszą Jennifer i młodszą Kelsey. Eleanor miała długie brązowe włosy i czekoladowe oczy, była średniego wzrostu. Jej mężem był żołnierz Armii Krajowej, który zginął na jednej z misji.
Przykucnęłam i rozpostarłam ramiona, dziewczynki wbiegły mi w ramiona. Przytuliłam je.
-Zajdziesz przed ćwiczeniami na herbatkę? -wyplątałam się z objęć dziewczynek i podeszłam do kobiety.
-Z cytrynką? -zapytałam z nadzieją, a ona uśmiechnęła się.
-Innej nie podaję. -Odwzajemniłam uśmiech a ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-To z wielką przyjemnością wypiję. -Zaczęłam szczerzyć się jak głupia.
Po herbatce przyszedł czas na porządny trening. Zeszłam do sali.
Najpierw zrobiłam parę kółek, potem parę ćwiczeń na rozciąganie. Następne jest rzucanie sztyletami, wykopy w powietrzu a na koniec......
Dzwoni mój telefon. Chciałam się rozłączyć i wrócić do...
-Clarisso Adel Morgenstern gdzie ty jesteś!!!!
-Trenuje...
-Masz wrócić w tej chwili do domu!!!
-Jak skończę trening....
-W tej chwili powiedziałam!!!!
-Już jadę. -rozłączyłam się. O co jej znowu chodzi. No nic. Pożegnałam się z dziewczynkami i ich mamą i najszybciej jak mogłam pojechałam do domu.
Po dwudziestu minutach byłam w domu. Weszłam do kuchni.
-Mamo o co chodzi? Stało się coś? -Spojrzałam na matkę która aż kipiała ze złości.
-Gdzie powinnaś teraz być?!
-Teraz? Powinnam kontynuować trening.
-Byłaś ranna! Mogłaś umrzeć! A ty jak tylko się budzisz to co robisz?! IDZIESZ TRNOWAĆ!!!
-Mamo. Jestem nocną łowczynią i już wystarczająco długo leżałam. Nie mogę stracić kondycji z powodu jakiejś głupiej rany, która i tak zagoiła się już! -Do tej pory byłam spokojna. Ale jej nadopiekuńczość doprowadza mnie do szału!
-Mam dość tego, że traktujesz życie jak zabawę! Clary ty mogłaś zginąć!
-Ale nic mi się nie stało! Patrz! Żyję! Stoję przed tobą!
-Przestańcie się kłócić!!! -Nawet nie zauważyłam kiedy do kuchni wszedł Luke. -Jocelyn powiedziałaś jej, że wyjeżdżamy?
-Nie jeszcze nie. -westchnęła. -Clary ja i Luke musimy wyjechać na jakiś czas, a ty w tym czasie będziesz mieszkała w instytucie.
-Jestem już dorosła. Mogę zostać sama w domu. Zresztą muszę chodzić do szkoły.
-Bez dyskusji. A do szkoły już nie musisz chodzić. My idziemy się pakować. -zaczęli wychodzić z pomieszczenia -A jeszcze jedno... -mama odwróciła się w moją stronę. -jak wrócę porozmawiamy o twoim ślubie.
-Co?! Jak to ślubie?! Jestem za młoda żeby wychodzić za mąż!!
-Jesteś w idealnym wieku. Na stole masz kopertę z listą i zdjęciami kandydatów na twojego męża.
-Ale... - nie zdążyłam dokończyć bo mamy już nie była, a gonienie jej nie miało sensu.
Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie miałam zamiaru nigdzie iść , a mama raczej się nie dowie, że zostanę w domu...
Otworzyły się drzwi i do pokoju weszła mama
-Przyszliśmy się pożegnać. - przytuliła mnie. Podszedł do mnie Luke, który również wziął mnie w objęcia.
-Ja tego nie popieram. -Szepnął mi do ucha tak aby mama nie słyszała. Spojrzałam na niego pytająco. -Chcę, tylko żebyś to wiedziała.
-A poprosiłam aby Maryse przysłała kogoś aby pomógł ci się spakować i dopilnował abyś na pewno tam dotarła. Clary? -spojrzałam na nią -stworzyłabyś nam bramę? -Pokiwałam głową.
Mama z Lukiem przenieśli się już. Poszłam zrobić sobie coś do jedzenia, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Miałam nadzieję, że Maryse przyśle Izzy.
Jednak gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam.....



 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tyle mnie tu nie było ale miałam problemy z internetem. Rozdział trochę nudnawy i średnio mi się podoba.. ale ćśśś
Życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania.

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 1

~Vanessa~
-Clary poczekaj!!
-Nessi szybciej! Wiesz, że demony nie będą czekały. - odkrzyknęła, stając w miejscu. Wiem o Clary już parę lat mam wzrok więc od zawsze widziałam jej świat. Łowczyni czasem zabiera mnie z sobą na "polowanie" ale zazwyczaj tylko się jej przypatruje, rzadko zdarza się żebym jej pomagała. Ale tym razem miało być inaczej... zupełnie inaczej niż zwykle...
 -Kochana. Koniecznie musimy popracować nad twoja kondycja. -Powiedziała. Nie było po niej widać ze przebiegłyśmy parę kilometrów.
-Czemu nie wzięłaś motoru?
-Bo stwierdziłam, że taki kawałek możemy się przebiegnąć. A teraz chodź szybko....
Dobiegłyśmy na miejsce po pięciu minutach.
Ruda od razu rzuciła się na demony. Były ogromne oślizgłe miały długie ogony a ich końce były całe w kolcach z jadem. Było ich pięciu. Moja przyjaciółka zabiła jednego, który już zniknął i powalała właśnie drugiego, gdy do walki przyłączył się jakiś blondyn. Był w stroju bojowym nocnych łowców. Walka toczyła się w zabójczym tępię dziewczyna skoczyła na ostatniego z demonów. Który widząc ją uderzył w nią swoim ogonem. Clary poleciała dobre siedem metrów, serafickie ostrze leżało teraz u mych stop. Clary próbowała wylądować na ugiętych nogach ale była cala obolała z ran które zostały po zderzeniu ogonem leciała krew. Chłopak rzucił się na demona i miał już go zabić gdy....
-Nie!!! Ja sama to zrobię! -Blondyn spojrzał na nią, już stała na nogach.
-Ness podasz mi miecz? -Podniosłam i podałam niechętnie jej bron...
-Clary....
-Ćśśś... Nic nie mów. Wiem co robię.
-Ale...
-Vanessa proszę. -W jej glosie było słychać zniecierpliwienie, bol, i prośbę. Puściłam rękojeść miecza. Moja przyjaciółka resztkami sił podbiegła i wbiła ostrze po rękojeść w powalonego już potwora, wyszarpnęła po chwili ociekające brejowata zielono brązowa posoka serafickie ostrze. Zeskoczyła z potwora i upadłaby gdyby nie on... Blondyn złapał dziewczynę i narysował hej intraze. Siniaki znikały ale rany nie chciały się goić. Chłopak wyjął jedna ręką telefon i zadzwonił. Nie wiem do kogo i o czym rozmawiali ale chwile po tym pojawiła się brama a z niej wyszedł mężczyzna w absurdalnym stroju w dodatku cały posypany brokatem.
-Weź jej rzeczy i zanieś do jej domu. -Powiedział jeszcze chłopak zanim wraz z moja przyjaciółka wkroczył w bramę.

~Clary~
Biegnąc w stronę demonów wyjęłam serafickie ostrze wyszeptałam jego imię.
-Nathaniel... - Po chwili rozbłysło jasnym światłem. Rzuciłam się w wir walki...
Powaliłam pierwszego potwora. Gdy walczyłam z drugim dołączy się do mnie jakiś blondyn. Pokonałam drugiego i chciałam skoczyć na ostatniego ale ten widząc mnie zamachnął się na mnie swoim kolczastym ogonem. Chciałam krzyknąć z bólu ale glos uwiązł mi w gardle. W ostatniej chwili chciałam wylądować na ugiętych nogach ale przez rany nie udało mi się utrzymać równowagi. Resztkami sił podniosłam się...
-Nie!!! Ja sama to zrobię! -Krzyknęłam do chłopaka, który się na mnie spojrzał i kiwał lekko głowa.
-Ness podasz mi miecz? Zwróciłam się do przyjaciółki u, której stop leżało ostrze. Dziewczyna z wahaniem podniosła i podała mi je wciąż je trzymając...
-Clary...
-Ćśśś... Nic nie mów. Wiem co robię. -Uciszyłam ją. Wiem, że chce dla mnie jak najlepiej ale muszę to zrobić.
-Ale...
-Vanessa proszę. -Nie miałam ochoty się z nią kłócić... Wiedziała że ze mną nie wygra. Zrezygnowana puściła miecz. Wiem ze się o mnie boi no ale to moje życie... Wskoczyłam na demona i wbiłam ostrze po sama rękojeść prosto w serce demona. Wyszarpnęłam je i zeskakując poczułam jak nogi się pisemną uginają. Ostatnie co pamiętam to czyjeś ręce łapiące mnie abym nie upadla i ze ktoś rysował runę na moim ramieniu. Później wszystko spowiła ciemność...

~Jace~
Dostałem wezwanie. Dotarłem do parku i zobaczyłem jak piękna rudowłosa dziewczyna powala jednego z nich. Była taka piękna i taka zwinna... Rzuciłem się na jednego z pozostałych demonów. powalałem już drugiego demona, gdy zobaczyłam jak ktoś leci, kątem oka dojrzałam ogniste włosy. Chciałem do niej podbiec ale był jeszcze jeden demon. Powaliłem go i już miałem wbić w niego ostrze.....
-Nie!!! Ja sama to zrobię! -Usłyszałem delikatny, pełen bólu aczkolwiek stanowczy i pewny głos... Kiwnąłem głową i zeskoczyłem z potwora w tym samym czasie ona wskoczyła na niego i wbiła swoje serafickie ostrze po rękojeść i wyszarpnęła go całego ociekającego demoniczną posoką. To była ona! Mój anioł! Jace przestań wy się nawet nie znacie. Ale... Jace! Ale nigdy się tak nie czułem, nigdy żadna dziewczyna tak na mnie nie działała, a było ich naprawdę dużo... W końcu jestem Jace Herondale i jestem boski i każda dziewczyna na mnie leci...
Dziewczyna zeskoczyła. W ostatniej chwili ją złapałem...
-Clary! -usłyszałem krzyk. Czarnowłosa dziewczyna chyba nie świadomie krzyknęła i zrobiła krok w naszą stronę. Więc tak ma na imię przemknęło mi przez głowę. Narysowałem jej intraze ale nie działało nadal krwawiła. Spanikowany wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Magnusa, wytłumaczyłem mu szybko o co chodzi - przecież nie mogę jej tak szybko stracić to może być miłość mojego życia. Nawet nie zdążyłem jej dobrze poznać...
Pojawiła się brama a z niej wynurzył się czarownik. Ubrany był w neonowo-zieloną marynarkę i popielate obcisłe spodnie i oczywiście jak to Magnus był cały posypany brokatem. Ten mężczyzna co do stroju nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Już miałem wchodzić do bramy, gdy przypomniałem sobie o tej dziewczynie, pomyślałem, że to zapewne przyjaciółka Clary -O Rajzelu jakie to imię jest piękne tak jak ona. Idealnie do niej psuje.
-Weź jej rzeczy i zanieś do jej domu. -Powiedziałem do czarnowłosej i wszedłem w bramę.
Wylądowaliśmy w Instytucie. Szybko zaniosłem ją do oddziału szpitalnego, gdzie czekał na nas Magnus.

....


Czarownik kazał mi wyjść, więc czekam przed drzwiami, co jakiś czas słyszę jej krzyk i ledwie powstrzymuję się aby tam nie wejść. Chciałem porozmawiać z Aleckiem ale razem z Izzy poszli do Pandemonium na polowanie. Nie wiem ile tak siedziałem, gdy nagle drzwi otworzyły się.....
 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem rozdział taki sobie. Wyszedł mi trochę nudny. Ale mimo wszystko życzę miłego czytania i proszę o komentarze.

sobota, 11 lipca 2015

Prolog!

Nazywam się Clarissa Morgenstern.
Mieszkam z mama - Jocelyn i ojczymem - Lukiem.
Mój ojciec - Valentine zabrał mojego starszego brata - Jonathana, gdy miałam pięć lat.
Od tamtej pory ich nie widziałam.
Prowadzę tak normalne życie na jakie mi pozwala moja rasa.
Rasa? - zapytacie
Otóż tak.
JESTEM NOCNĄ ŁOWCZYNIĄ.
 
A OTO MOJA HISTORIA!!!
 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieje, że moja historia Clace wam się spodoba. Życzę miłego czytania.