Strony

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 2

~Clary~
Słyszałam dookoła siebie głosy. Rozpoznawałam tylko głos mamy i Vanessy, reszta była mi obca. Każda próba poruszenia się, lub otworzenia oczu spełzała na niczym. W końcu poddałam się i po kilkunastu minutach zapadłam w sen.
Obudziłam się, w końcu udało mi się otworzyć oczy. Byłam w dużym, pomalowanym na biało pokoju. W pomieszczeniu było dużo takich samych łóżek jak to na którym siedziałam. Przy moim łóżku siedział jakiś chłopak...
-Nasza śpiąca królewna wreszcie się obudziła.
-Nie jestem królewną. -warknęłam -Długo spałam? Kim Ty jesteś? I gdzie Ja jestem?
-Spokojnie. Spałaś cztery dni. Nazywam się Jace, a ty jesteś w Nowojorskim Instytucie. To ja cię tu przyniosłem.
-Aaa... Dzięki za uratowanie mi życia. -wspomnienia ostatniego wydarzenia wróciły. Zaczęłam wstawać..
-A ty dokąd?? -spojrzałam na niego jak na idiotę...
-Do domu a gdzie?
-Chyba żartujesz?! -złapał mnie za rękę -Nigdzie nie pójdziesz!
-Bo kto mi zabroni? Aaa... że niby ty! Dobre sobie! -prychnęłam. Wyrwałam rękę z jego uścisku i wzięłam jakieś ubrania leżące na szafce nocnej, i poszłam za parawan się przebrać. Zdejmując koszule nocną wydałam zduszony okrzyk widząc blizny na moim brzuchu, były wielkie i poszarpane.
-Nic ci nie jest? - z szoku wyrwał mnie głos Jace'a.
-Nie. -powiedziałam niepewnie i szybko się ubrałam.
W tym czasie do sali weszła wysoka, czarnowłosa dziewczyna.
-Widzę, że moje ubrania pasują na ciebie. -Były to czarne rurki i różowa koszulka z nadrukiem królika buksa.
-Dzięki przy następnej okazji ci je oddam.
-Nie trzeba. Jestem Izzy. -powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
-Clary. Miło cię poznać. -również się do niej uśmiechnęłam. -To do zobaczenia... Kiedyś tam. -powiedziałam idąc w stronę drzwi.
-Jak to... -ale już ich nie słuchałam tylko wyszłam. Na ścianie obok drzwi stworzyłam bramę. Po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czarne legginsy i czarny top. Z szafy wyjęłam jeszcze czarną skajke, po czym zeszłam do garażu. Tak jak myślałam mój motor stal na środku. Muszę podziękować Lukowi, że go przyprowadził.
W drodze do mojej sali treningowej zajechałam jeszcze do baru po coś do jedzenia, dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak strasznie jestem głodna...
Podjechałam po sale, która tak naprawdę była powiększonym runą garażem wynajętym od Eleanor Kyle. Najtrudniejsze w urządzeniu sali było pozawieszanie linek asekuracyjnych i zamocowanie belki pod sufitem, co nie udałoby się bez pomocy Luka i jego przyjaciół ze stada.
Weszłam do środka i po chwili usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. To była Eleanor ze swoimi dwiema córeczkami: starszą Jennifer i młodszą Kelsey. Eleanor miała długie brązowe włosy i czekoladowe oczy, była średniego wzrostu. Jej mężem był żołnierz Armii Krajowej, który zginął na jednej z misji.
Przykucnęłam i rozpostarłam ramiona, dziewczynki wbiegły mi w ramiona. Przytuliłam je.
-Zajdziesz przed ćwiczeniami na herbatkę? -wyplątałam się z objęć dziewczynek i podeszłam do kobiety.
-Z cytrynką? -zapytałam z nadzieją, a ona uśmiechnęła się.
-Innej nie podaję. -Odwzajemniłam uśmiech a ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-To z wielką przyjemnością wypiję. -Zaczęłam szczerzyć się jak głupia.
Po herbatce przyszedł czas na porządny trening. Zeszłam do sali.
Najpierw zrobiłam parę kółek, potem parę ćwiczeń na rozciąganie. Następne jest rzucanie sztyletami, wykopy w powietrzu a na koniec......
Dzwoni mój telefon. Chciałam się rozłączyć i wrócić do...
-Clarisso Adel Morgenstern gdzie ty jesteś!!!!
-Trenuje...
-Masz wrócić w tej chwili do domu!!!
-Jak skończę trening....
-W tej chwili powiedziałam!!!!
-Już jadę. -rozłączyłam się. O co jej znowu chodzi. No nic. Pożegnałam się z dziewczynkami i ich mamą i najszybciej jak mogłam pojechałam do domu.
Po dwudziestu minutach byłam w domu. Weszłam do kuchni.
-Mamo o co chodzi? Stało się coś? -Spojrzałam na matkę która aż kipiała ze złości.
-Gdzie powinnaś teraz być?!
-Teraz? Powinnam kontynuować trening.
-Byłaś ranna! Mogłaś umrzeć! A ty jak tylko się budzisz to co robisz?! IDZIESZ TRNOWAĆ!!!
-Mamo. Jestem nocną łowczynią i już wystarczająco długo leżałam. Nie mogę stracić kondycji z powodu jakiejś głupiej rany, która i tak zagoiła się już! -Do tej pory byłam spokojna. Ale jej nadopiekuńczość doprowadza mnie do szału!
-Mam dość tego, że traktujesz życie jak zabawę! Clary ty mogłaś zginąć!
-Ale nic mi się nie stało! Patrz! Żyję! Stoję przed tobą!
-Przestańcie się kłócić!!! -Nawet nie zauważyłam kiedy do kuchni wszedł Luke. -Jocelyn powiedziałaś jej, że wyjeżdżamy?
-Nie jeszcze nie. -westchnęła. -Clary ja i Luke musimy wyjechać na jakiś czas, a ty w tym czasie będziesz mieszkała w instytucie.
-Jestem już dorosła. Mogę zostać sama w domu. Zresztą muszę chodzić do szkoły.
-Bez dyskusji. A do szkoły już nie musisz chodzić. My idziemy się pakować. -zaczęli wychodzić z pomieszczenia -A jeszcze jedno... -mama odwróciła się w moją stronę. -jak wrócę porozmawiamy o twoim ślubie.
-Co?! Jak to ślubie?! Jestem za młoda żeby wychodzić za mąż!!
-Jesteś w idealnym wieku. Na stole masz kopertę z listą i zdjęciami kandydatów na twojego męża.
-Ale... - nie zdążyłam dokończyć bo mamy już nie była, a gonienie jej nie miało sensu.
Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie miałam zamiaru nigdzie iść , a mama raczej się nie dowie, że zostanę w domu...
Otworzyły się drzwi i do pokoju weszła mama
-Przyszliśmy się pożegnać. - przytuliła mnie. Podszedł do mnie Luke, który również wziął mnie w objęcia.
-Ja tego nie popieram. -Szepnął mi do ucha tak aby mama nie słyszała. Spojrzałam na niego pytająco. -Chcę, tylko żebyś to wiedziała.
-A poprosiłam aby Maryse przysłała kogoś aby pomógł ci się spakować i dopilnował abyś na pewno tam dotarła. Clary? -spojrzałam na nią -stworzyłabyś nam bramę? -Pokiwałam głową.
Mama z Lukiem przenieśli się już. Poszłam zrobić sobie coś do jedzenia, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Miałam nadzieję, że Maryse przyśle Izzy.
Jednak gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam.....



 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tyle mnie tu nie było ale miałam problemy z internetem. Rozdział trochę nudnawy i średnio mi się podoba.. ale ćśśś
Życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania.

3 komentarze:

  1. Hej, to ja. Sorry, że tak późno. Ale, mówiąc szczerze, całkowicie nie miałam czasu skomentować. Jak większości blogów zresztą (jestem bardzo zajętym człowiekiem). Ale kochana, ja wciąż tu jestem i czytam. I naprawdę, rozdział był super. Zastanawiam się tylko, czy z powodu braku kilku komentarzy masz zamiar odpuścić? Bo chyba żadna z nas tego nie chce.
    Wera ;*

    OdpowiedzUsuń